„Wejście w dorosłość nie oznacza śmierci wszystkiego, co cudowne i słodkie. Wejście w dorosłość to niekoniecznie epoka lodowcowa emocji i namiętności. Gdy staniemy się - jak to się niezbyt zgrabnie technicznie nazywa – „zdrową osobą dorosłą” wyposażoną w mądrość dorosłego człowieka, jego mocne strony i umiejętności, bardzo niewielu z nas miałoby wówczas ochotę stać się na powrót dzieckiem.
Jako zdrowe, dorosłe osoby potrafimy bowiem opuścić drugiego i samemu zostać opuszczonym. Przeżyjemy ten stan bezpiecznie o własnych siłach. Jesteśmy też zdolni oddać się drugiemu i nawiązać głęboką wieź z drugim człowiekiem. Zdolni, by się złączyć i oddzielić, być z kimś blisko a równocześnie pozostawać samemu, łączyć się z różną intensywnością, inicjując więzi oparte na miłości, odzwierciedlające różnoraką satysfakcję czerpaną z wzajemnej zależności, nakierowania na siebie, płodności.
Jako zdrowi, dorośli ludzie czujemy się kochani, cenni dla kogoś, autentyczni. Czujemy tożsamość naszego „ja”.
Jako zdrowi, dorośli ludzie potrafimy zintegrować w sobie wiele wymiarów naszego doświadczenia, porzucając uproszczenia szczenięcych lat. Umiemy tolerować dostrzegane ambiwalencje. Spojrzeć na życie z więcej niż jednego punktu widzenia.”
Judith Viorst, „To, co musimy utracić”